ddddddd

Czy polityka może wpłynąć na rozwój choroby cyklozy – tak było w moim przypadku.

Zorganizowany wyjazd zagraniczny na studiach w czasach komuny możliwy był jedynie po zapisaniu się do ZSP. Były jednak wyjątki. Na mojej uczelni członkowie Klubu Szwedzkiego oraz Klubu Rowerowego mogli jeździć „zorganizowanie” nie wstępując do tej szlachetnej organizacji. Tak zaczęła się właśnie moja choroba.

Pierwszy klasyczny wyjazd z sakwami był do Czechosłowacji. Wycieczka nazywała się szlakiem zamków od Budziejowic do Pragi. Czasy były mocno imprezowe a pierwszy zamek, który udało mi się zobaczyć to były dopiero Hradczany. Już na trasie z Kłodzka do Kudowy bakcyl został połknięty. Powoli zaczęło się rodzić też zamiłowanie do długotrwałego wysiłku. Ponadto to wielkie epokowe odkrycie. Bo przecież żaden inny rodzaj turystyki nie pozwoli tak szczegółowo poznawać otaczającą nas rzeczywistość.

Piękne chwile, często na dziko, bez pieniędzy a czasami ze zbyt dużą ilością pieniędzy, szczególnie, gdy udało się coś dobrze zahandlować. A wystarczyło wziąć przykładowo na handel radiomagnetofon Kasprzaka, sprzedać go z zyskiem, zakupić dolary i wyjazd mieć za friko.

Dzięki rowerowi wyjechałem po raz pierwszy na Zachód. Austria i ograniczona praca u podwiedeńskiego bauera.

Później Mazury i fakt, że obóz opóźnił się o kilka dni gdyż zbyt mocno i długo zabalowaliśmy na miejscu w akademiku. Śniadania w Novotelu, który wtedy był klasą tip-top, a na koniec ziemniaki z kefirem w barze mlecznym gdy cudem udało się jeszcze znaleźć kasę na powrotny bilet.

Nie lada wyczynem na ówczesne czasy była wycieczka do Holandii. Założenie było, że jedziemy do Holandii, znajdujemy pracę, kupujemy samochody i spokojnie wracamy do kraju. Niestety pracy dla Polaków nie było i trzeba było wracać rowerami, z 8 puszkami mielonki i 40 dolarami w kieszeni na dwóch. W takich chwilach dostrzega się piękne rzeczy, a wtedy najpiękniejszy był dzień, gdy wiedzieliśmy, że przekraczamy autostradę i będzie można zatrzymać się na parkingu a, gdy w toalecie będzie gniazdko można zagotować sobie herbatę. Skrajne wyczerpanie po kilkunastu dniach, awitaminoza. Pamiętam jak zaraz po przyjeździe do Polski zapodaliśmy pierwszy gorący posiłek. Pierwszy gryz ciepłej kiełbasy zakończył się utratą połowy zęba.

Jakże inne były późniejsze wyjazdy na Słowację, która na długie lata została ulubionym miejscem wakacyjnych wypadów. Kilometry odmierzane w rytmie wypitych kufli złocistego płynu. To se ne vrati!

W kolejnych latach tylko raz udało mi się wrócić do sakw, ale na jak piękną trasę – Amsterdam – Bruksela – Luksemburg – Paryż, ze wszystkimi atrakcjami turystycznymi po drodze.

Może jeszcze kiedyś, kto wie.
InżynBiKer